Święty Mikołaj obserwował mnie bardzo starannie przez cały rok. Widział, że ciężko pracuję, mocno przeżywam stres korporacyjny w pracy, pracuję nad moim niedobrym charakterem. I wynagrodził mi to we wspaniały sposób! Tylu cudownych upominków nikt chyba jeszcze nie dostał nigdy. A jeden z nich nawet bardzo blisko Was zainteresuje.
W mojej Rodzinie są bardzo ceni się i szanuje
dobre narzędzia. Nieważne, czy zawodowo czy amatorsko wykorzystywane - narzędzie jest podstawą pracy. Mojemu odziedziczonemu po Rodzicach zamiłowaniu do porządnych narzędzi pracy niejaki Mężołaj :) uczynił zadość w taki oto sposób:
Zdjęcie wypożyczyłam ze strony biferno.pl, gdzie można dużo ciekawych rzeczy znaleźć :) Ja tam zazwyczaj dłuższą chwilkę tracę na oglądanie cudowności! Własne zdjęcia uczynię jak mi czas i światło pozwolą łaskawie.
No a same druty? prześlicznie wykonane, lekkie, bardzo śliskie w porównaniu do tych teflonowych, moich pierwszych. Różne od wcale niezłych "Prymów", z którymi zaznajomiłam się niedawno. Szlachetne w dotyku, łatwe w obsłudze. W porządnej kasetce. Jestem urzeczona. Mam parę w robocie i pominąwszy śliskość, do której należy przywyknąć, dzierga się na nich (nimi?) doskonale. Zatem sprułam spore zaczątki Multnomah, jako że bordowy szetland z allegro okazał się być pojedzony przez mole i co kawałek mam węzełki, i dziergam sobie otulaczowy komin na szyję. W zasadzie to takie coś, co na ravelry nosi nazwę "cowl" - i jest blisko szyi. W okrążeniach, co przypadło mi do gustu. I z mnóstwem zamotanych warkoczy. I chociaż mam akurat tyle czasu co na dwa okrążenia dziennie, to i tak sprawia mi to przyjemność.
I na ten nowy rok mam jedno postanowienie: uczyć się rozmaitości jak najwięcej. Ściegów, technik, schematów. Drutowych, szydełkowych, szyciowych. Nie godzę się na tanie akryle z sieciówek. Co więcej - nawet mój Miły zapowiedział, że czeka na kolejny szalik kibica. Z mieszanki kaszmiru z jedwabiem.
(Nawiasem mówiąc, dotychczasowy szalik zrobiony jest z akrylowego "Kotka" podwójnie wziętego na cieniutkich drutach, oczkami prawymi i lewymi. Nic innego wówczas nie umiałam, a i rozeznanie w grubości drutów w stosunku do włóczki mizerne.)
Mam nadzieję, że będę umiała wydziergać sobie te ulubione przez mnie bolerka, narzutki, wdzianka - są charakterystyczną cechą mojego ubioru, mam ich obfitość kupionych, a chciałabym mieć obfitość zrobionych.
***
Co poza tym? Moje samopoczucie - zimno, senność, wrażenie zgrubiałego głosu, tycie - skierowało mnie (przy pomocy lekarza) na badania tarczycowe. Zdrowa jednak jestem jak koń wedle wyników. Skąd więc te garści wypadających włosów, rozwarstwiające się paznokcie, problemy ze snem? Tylko poziom żelaza ponad normę, ale to pewnie wynik mojego żelaznego charakteru i żelaznych zasad :)